Niedawno miałam pacjentkę, która przyszła na sesję w wielkim bólu po stracie kota. Ten stan utrzymywał się niepokojąco długo. Okazało się, że straciła ojca, kiedy była dziewczynką. Nieprzeżyta żałoba może powrócić do nas w innych momentach – ostrzega Agata Wilska, psycholog i terapeuta z Łodzi (www.agatawilska.pl)
Magdalena Kuszewska: Śmierć jest nieodłączną częścią życia. Trafiają do Ciebie pacjenci, którzy mają problem z przemijaniem?
Agata Wilska: Tak. I takich osób przybywa. Mam poczucie, że istnieje problem z akceptacją przemijania, odchodzenia swojego czy bliskich, ale też w ogóle utraty, straty. Tuż przed Wszystkimi Świętymi kupiłam książkę, „To co musimy utracić” Judith Viorst, która opisuje życie jako ciągłą konfrontację ze stratą. Przyjaźni, bliskich ludzi, relacji zawodowych, ale i urody, własny iluzji, możliwości. Jej zdaniem nieustająco przeżywamy mikrożałobę w różnych kontekstach, nie tylko śmierci.
Coś w tym jest. Wiele osób chce zatrzymać młodość za wszelką cenę, co przybiera nieraz karykaturalne formy. Stąd te trudności z akceptacją przemijania?
Z wielu powodów. Na pewno jeden z nich to ten, że jesteśmy współcześnie odseparowani od śmierci. Kiedyś ona była obecna w wielopokoleniowych rodzinach, bliscy umierali na naszych oczach: rodzice, dziadkowie, sąsiedzi, opłakiwaliśmy ich w domach. Teraz śmierć jest często tematem tabu. Ludzie umierają w ośrodkach, hospicjach i szpitalach. Coraz więcej psychoterapeutów mówi o tym, że nadeszły czasy osobowości narcystycznych, a tu nie ma miejsca na stratę, starzenie się, smutek. Instagramowa „kultura” zachowania młodości nie pomaga. I jeszcze jeden problem. Chcemy wszystko na już, a procesy pogodzenia się ze śmiercią nie przebiegają szybko.
Często nie dajemy sobie przestrzeni ani czasu na żałobę. Udajemy nawet przed sobą, że już jest w porządku. Nie wypada zbyt długo płakać, rozpaczać.
Mamy społecznie mało akceptacji na przeżywanie trudnych emocji, na rozpacz. Następuje medykalizacja bólu na każdym poziomie, zarówno fizycznym, jak i emocjonalnym: wszystko chcemy załatwić pigułką. Po to, aby dalej pracować, żyć aktywnie i efektywnie. Nie pozwalamy sobie na to, aby żałoba nas wyłączyła z produktywności, zadań, biegu.
„Nie bałam się o tym rozmawiać”. Magda o życiu po stracie bliskich
Mówi się, że żałoba trwa rok, dwa. To prawda?
Kiedyś specjaliści rzeczywiście tak o tym myśleli, ale dzisiaj wiemy, że wszystko jest sprawą indywidualną. Po stracie dziecka żałoba może trwać pięć lat, a nawet dłużej, czasami zupełnie nie kończy się nigdy, zmienia na zawsze. Odchodzimy od takich uproszczeń. Są natomiast pewne stałe elementy, charakterystyczne dla człowieka w żałobie. Zwykle na początku pojawia się faza szoku i niedowierzania. Emocjonalne zaprzeczenie temu, co się stało.
Nawet jeśli teoretycznie jesteśmy przygotowani na to odejście, bo bliska osoba była przewlekle chora?
Tak, nawet wtedy. Nie wierzymy, co się stało. Dlatego udział w pogrzebie jest moim zdaniem bardzo potrzebny, także po to, aby tę śmierć urealnić. Pamiętam moje osobiste doświadczenie utraty bliskiej osoby, trzy lata temu. Dla mnie ogromnym przeżyciem było ujrzenie urny z prochami człowieka, który został skremowany, to była niezwykła konfrontacja ze śmiercią.
Jakie emocje dotykają nas w żałobie?
Przeżywamy smutek, często rozpacz, tęsknotę, gniew, lęk przed przyszłością i strach również o własne życie, nie zawsze uświadomiony. To dlatego, że śmierć bliskiej osoby konfrontuje nas z własną śmiertelnością, co bywa niełatwe. Bywa, że pojawia się poczucie winy, bo np. spędziliśmy za mało czasu z tą osobą albo nie wyznaliśmy jej czegoś ważnego. Niekiedy myślimy o niej obsesyjnie. Pojawia się bezsenność albo mamy ochotę tylko leżeć i spać. Zwykle nie mamy apetytu. Wracają dawne dolegliwości, choroby. Potem nadchodzi czas powolnego wychodzenia z żałoby, powrotu do równowagi. Zaczynamy wchodzić w dawne role, ból się nieco wycisza, tworzymy nowe plany i cele…Ale zdarza się, że ktoś utyka na którymś etapie żałoby i nie potrafi wrócić do normalnego życia, mimo upływu czasu.
No właśnie, co wtedy?
Jeśli mija czas, a my nadal nie możemy ruszyć żadnej z rzeczy należącej do zmarłego lub obserwujemy, że ból nie traci na intensywności, że nie jesteśmy w stanie wrócić do swoich obowiązków warto poszukać pomocy specjalisty. Towarzyszę osobom, które przechodzą żałobę. Moja rola w tym towarzyszeniu jest różna. Na przykład normalizująca stan żałobnika. Bardzo często przychodzi osoba, która straciła kogoś bliskiego i mówi: „Nie radzę sobie z tym, co się stało”. Wtedy dopytuję: „Co to znaczy, że pan/pani sobie nie radzi?”. I słyszę: „Nie mogę spać, ciągle o niej/o nim myślę, często płaczę”. „A ile minęło czasu od śmierci?”. Okazuje się, że dwa tygodnie albo miesiąc… Uświadamiam, że to wcale nie znaczy, że sobie nie radzimy! To jest absolutnie adekwatna reakcja w stosunku do straty. Proszę osobę w żałobie, aby wyobraziła sobie, że minęły dwa tygodnie od śmierci kogoś bliskiego, a ona żyje jak dawniej, śmieje się, bawi, pracuje. O czym to świadczyłoby? O tym, że ktoś jest psychopatą niezdolnym do uczuć wyższych albo o tym, że ta relacja była słaba, że nie było więzi. Widzę, że to bardzo uspokaja. Osoby w żałobie już wiedzą, że z ich reakcjami jest wszystko w porządku, a ból musi być. Moja rolą jest też towarzyszenie i stworzenie pacjentowi przestrzeni, aby mógł doświadczyć wszystkich bolesnych uczuć i je wyrazić. Zdarza się, że pacjent nie ma blisko siebie takich osób, przy których może swobodnie płakać albo jego bliscy pospieszają go w procesie powrotu do tzw. „normalności”. Wtedy ja przejmuję tę rolę. Z kolei w późniejszym etapie żałoby jestem po to, aby pomóc poszukać balansu między izolacją a powolnym powrotem do różnych ról. Albo reaguję na czyjeś niewłaściwe próby radzenia sobie ze śmiercią bliskich: niektórzy sięgają po alkohol, narkotyki, po hazard albo ryzykowne hobby.
Zamiatanie bólu pod dywan nie przyniesie nic dobrego.
Niedawno miałam pacjentkę, która przyszła na sesję w wielkim bólu po stracie kota. Jako miłośniczka zwierząt rozumiałam ją, ale ten stan utrzymywał się niepokojąco długo, miesiącami. Zaczęłyśmy się przyglądać jej emocjom. Okazało się, że ona straciła ojca, kiedy była dziewczynką i nie przeżyła tej żałoby. Zamroziła ją. A ta „odkleiła się” przy kolejnej, bolesnej stracie. Podkreślam: nieprzeżyta żałoba może powrócić do nas, szczególnie w innych trudnych momentach. To może być strata kolejnej osoby, ale też rozwód, choroba…
O czym powinny pamiętać osoby pogrążone w żałobie?
O tym, żeby pozwolić sobie na niemal wszystko, co dzieje się z nami tuż po śmierci kogoś bliskiego. Wyłączywszy niepokojące sygnały, jak nałogi, autoagresja czy uporczywe myśli samobójcze z tendencją do realizacji, bo wtedy też należy szukać pomocy. Apeluję o wyrozumiałość i łagodność dla siebie w tym okresie. I o to, aby dać sobie czas na smutek. Jest takie ładne powiedzenie: dać czas czasowi.
A rady dla tych, którzy chcą wesprzeć osobę w żałobie?
Ważne, aby być blisko, ale nie narzucać się. Przypominać się co jakiś czas, nawet jak ktoś mówi, że sobie radzi. „Halo, jestem!”. Liczy się konkretna pomoc: zrobienie zakupów, ugotowanie zupy. Nie wolno nikogo pospieszać. Unikajmy frazesów typu: „Nie płacz, szkoda życia, stało się”, „Co nas nie zabije to nas wzmocni”, „Jesteś jeszcze młoda, znajdziesz sobie kogoś”, „Musisz być silna” itd. Takie zdania wzmagają u osoby w żałobie, pełnej cierpienia, poczucie winy i samotności, co z kolei utrudnia proces domykania żałoby i zaadaptowania się do straty. A w końcu o to w żałobie chodzi.