Magdalena Kuszewska: Wiem, że lubi Pani mecenas film „Legalna blondynka”, z tytułową rolą Reese Whiterspoon, która gra studentkę prawa, Elle Woods. Nietypową: blondynkę, ubraną w róż. Film, który w tym roku kończy 20 lat, łamie schematy. Wciąż jest aktualny?
Anna Dziedziejko- Berger: Potwierdzam, lubię ten film. Ale najpierw ciekawostka: kiedy kilka lat temu otwierałam własną kancelarię, bo po wielu latach odeszłam z korporacji, to zamówiłam oczywiście nowe wizytówki dla siebie. I one z jednej strony są białe, a z drugiej- w amarantowym kolorze. Lubię ciemny róż także ze względu na „Legalną blondynkę”, którą cenię za przełamywanie wizerunku prawników. Bo przecież samo ubranie togi i używanie terminologii nie decyduje o tym, czy ktoś jest prawnikiem. Mamy więc w filmie piękną blondynkę, która dotychczas nie interesowała się prawem; chodzi ubrana na różowo, perfumuje swoje CV. Ale dlaczego ona nie może być świetnym prawnikiem? Otóż może! Bohaterka filmu mierzy się z niejednym stereotypem, co świetnie pokazuje jej rozmowa z rodzicami. Kiedy im komunikuje, że chce iść na prawo, rodzice odpowiadają: „Kochanie, ale to jest zawód dla nudnych ludzi!”. A jak dostaje się na renomowaną uczelnię, mierzy się z kolejnym schematem, bo nie wygląda jak inni studenci prawa.
MK: Pani nosi dzisiaj piękny kolor lakieru na paznokciach, amarant. On wcale nie odbiera kompetencji ani wiedzy prawniczej.
ADB: Oczywiście, że nie. Dodam tylko, że kolor tego lakieru nazywa się „Pierwsza randka” (uśmiech). Fachowość w zawodzie prawnika to jest uważność na klienta, bardzo dobra komunikacja, wyczucie, prawidłowe zidentyfikowanie jego potrzeb, wiedza i doświadczenie. A nie kolor lakieru czy żakietu.
MK: Wróćmy jeszcze do filmowych prawniczek. Pierwszą polską niebanalną mecenas była serialowa „Magda M.”, grana przez Joannę Brodzik.
ADB: Teraz mamy Magdę Cielecką jako tytułową Chyłkę w serialu, opartym na książce Katarzyny Bondy. Powiem Pani, że jest masa klientów, którzy oczekują, że prawnik ma wyglądać tak jak w telewizji. I serialowa Chyłka jest dobrym przykładem na ten rozdźwięk. Bo ona ma masę cech, których nie powinien mieć żaden świetnie pracujący prawnik. Przede wszystkim ma problem alkoholowy. Nie oszukujmy się: jeśli ktoś pije tak często alkohol, jak mecenas Chyłka, to nie będzie reprezentował dobrze interesów klienta!

MK: Wszystko jasne. Pani największą pasją jest film.
ADB: Szczerze i uczciwie mówiąc: prawnikiem zostałam z przypadku. W filmach już jako nastolatka szukałam piękna, refleksji, czegoś, co mnie poruszy i zastanowi. Moje zamiłowanie do kina sprawiło, że postanowiłam iść na filmoznawstwo, na Uniwersytet Jagielloński. Pochodzę ze Szczecinka z Pomorza Zachodniego, więc wyprawa do Krakowa była całonocna. Rano złożyłam papiery i poszłam na Rynek, aby poczekać na pociąg powrotny. Tak sobie siedziałam, do dziś pamiętam, na środku Rynku, wokół mnie krążyły setki gołębi i nagle pojawiła się refleksja: „Ania, to nie jest to”. Wróciłam na UJ, zabrałam złożone godzinę wcześniej papiery i pojechałam do domu. Zaczęłam szukać wydziału, na którym jeszcze przyjmują dokumenty. W ten sposób trafiłam na prawo w Szczecinie.
MK: Specjalizuje się Pani w prawie pracy. Można znaleźć tu łącznik z filmami?
ADB: Zawsze były mi bliskie sprawy wykluczenia, schematycznego myślenia. Intrygowały mnie postacie, które wykraczają poza schematy, np. mój ulubiony film to „Skandalista Larry Flynt” Milosa Formana. Obejrzałam go dzień przed egzaminem na aplikację radcowską w Warszawie. Bardzo mnie wzruszył, dotknął. To sylwetka człowieka nietuzinkowego, niewątpliwie kontrowersyjnego, mającego swoje poglądy na siebie i na świat, ale mającego również odwagę prowadzić bezprecedensową batalię sądową o wolność słowa i prasy. Płaci on za tę odwagę wysoką cenę.
Od jakiegoś czasu prowadzę zajęcia dla aplikantów radcowskich z prawa pracy i często sięgam po film „Filadelfia” z brawurową rolą Toma Hanksa. Grany przez niego bohater zostaje zwolniony z renomowanej kancelarii. Oficjalnie chodziło o to, że pracownik nie dotrzymał jakiegoś terminu. Potem o to, że nie poinformował o swoim stanie zdrowia pracodawcy, a był chory na AIDS. A tak naprawdę, pod spodem, znajdowały się uprzedzenia co do jego orientacji seksualnej…
MK: To film oparty na faktach, świetny.
ADB: Dlatego przydaje się na wykładach. Świetnie, jeśli jako wykładowca sprowokuję dzięki temu aplikantów do refleksji lub pytań. Czasem, jak się komuś poda suchy przepis, to niewiele mu to mówi. A kiedy podeprze się go dobrym przykładem, przekaz dociera dwa razy mocniej.
MK: Ciekawe, czy procesy sądowe są dość wiernie odwzorowywane w różnych serialach i filmach?
ADB: Ostatnio obejrzałam kilka odcinków „Chyłki” i tam jest sporo prawniczej prawdy, choć, jak wspomniałam, sama postać bohaterki pozostawia nieco wątpliwości. Ale jej wystąpienia na sali rozpraw są dość wiarygodne. Z oczywistych względów eksponowana jest tam przede wszystkim postać tytułowej Chyłki. Szkoda tylko, że kosztem pozostałych stron i osoby sędziego. W serialu są oni trochę jak wycięci z papieru. W życiu tak nie jest. To osoby z krwi i kości. Nie mniej charyzmatyczne niż postać głównej bohaterki. Można pokusić się o porównanie, że rozprawa sądowa to trochę teatr, scena, a nawet ring. Są rozpisane role, jest element rywalizacji i sędzia, w jakimś sensie mamy też widownię.
MK: Prawnik, podobnie jak aktor, musi umieć opanować stres.
ADB: Czasem trzeba też zaimprowizować. Zawsze coś może nas zaskoczyć!
MK: Jaki jeszcze film dotyka spraw istotnych, w kontekście prawa?
ADB: „Bezmiar sprawiedliwości” w reż. Wiesława Saniewskiego, w którym przyglądamy się kulisom postępowania w sprawie o zabójstwo młodej dziennikarki. Oskarżony to jej kolega z pracy, żonaty, dużo starszy od niej. Była z nim w ciąży. Łatwo o prosty osąd w takiej sprawie. Trudniej o sprawiedliwy wyrok. Sędzię wydającą wyrok w tej sprawie i obrońcę oskarżonego łączy romans. Żadne z nich nie ma odwagi rozwiązać spraw osobistych, a ich postawa i decyzje rzutować będą na rozstrzygnięcie sprawy o zabójstwo. Gdzie leży prawda? Dla każdego z bohaterów tego filmu gdzie indziej. Film niestety pokazuje, że prawda wciąż wymaga wielkiej odwagi i nie zawsze chodzi o sprawiedliwość.
Po tylu latach pracy wiem, że za każdym paragrafem, zapisem w ustawie kryje się człowiek. To on musi być zawsze w centrum zainteresowania i uwagi sądu.
MK: Większość spraw, które Pani prowadzi, nadaje się na film?
ADB: Pewnie tak, bo każda dotyka ludzkiego życia, także intymnego, prywatnego, nawet jeśli mowa o prawie pracy. Za każdym paragrafem są emocje, jest czyjeś prywatne życie, często dramaty.
Jest taki prosty przepis w Kodeksie pracy: „Umowa o pracę wygasa w chwili śmierci pracownika”. Banał, pozornie… A jednak za tym kryją się tragiczne historie. Wciąż pamiętam pracownika, którego żona umarła na raka, a on nie wytrzymał tego smutku i odebrał sobie życie… Albo inna historia: manager wyższego szczebla przenosił się w ramach firmy do innego miasta. Po drodze miał tragiczny wypadek samochodowy. Wszyscy pasażerowie zginęli. On, jego żona w ciąży i kilkuletni synek. To takie historie widzę, kiedy patrzę w Kodeks pracy. I czuję na barkach odpowiedzialność za mój zawód, który, owszem, jest filmowy, ale najczęściej bywa bardzo wymagający, tak po ludzku.
Rozmawiała: Magdalena Kuszewska