Spotykamy się w Trójmieście, gdzie znany pisarz, chemik i naukowiec, Janusz Leon Wiśniewski, przeprowadził się całkiem niedawno. Dlaczego wrócił do Polski po ponad 30 latach emigracji? Raczej dla kogo. Z Miłości! Ze swoją narzeczoną Eweliną Wojdyło, nauczycielką i kreatorką kultury, wydał w ubiegłym roku książkę pt. „O siedmiu krasnoludkach, które nigdy nie spotkały królewny Śnieżki. I inne prawdziwe opowieści”.
A już 28 kwietnia ukazuje się niezwykła książka tej fantastycznej pary, pt. „Podróż przedślubna” (Wydawnictwo Wielka Litera).
W tym roku Janusz Leon Wiśniewski świętuje 20-lecie wydania kultowej powieści „Samotność w sieci”, która stała się bestsellerem w Polsce i poza granicami. Jako pierwsza opisywała miłość i… zdradę, które dzieją się w świecie wirtualnym, a jednak tak bardzo zmieniają życie ludzkie. Proroczo!
Magdalena Kuszewska: W tym roku mija dwadzieścia lat, od kiedy wydał Pan kultową powieść „Samotność w sieci”. Nikt wcześniej w Polsce nie opisał w literaturze rodzącego się w Internecie uczucia i tego typu zdrady… Jak Pan dzisiaj patrzy na swój debiut, z perspektywy dwóch dekad?
Janusz Leon Wiśniewski: Co ciekawe, moja książka miała premierę 5 września 2001 roku, czyli na sześć dni przed najgłośniejszym we współczesnej historii zamachem terrorystycznym, na WTC w Nowym Jorku. Tym, który zmienił postrzeganie bezpieczeństwa i wolności na całym świecie. To był z pewnością czas wielkich zmian. Dla wielu czytelników moja książka stała się rzeczywiście ważna, dla niektórych zaś była podręcznikiem do nauki Internetu (uśmiech). Pokazuje ona bowiem siermiężny, początkujący jeszcze Internet, który na zawsze miał zmienić nasze życie i związki. Część sukcesu „Samotności w sieci” wzięła się też stąd, że oto pojawił się autor, który nazywa konkretne emocje, jakie rodzą się właśnie w sieci. Nie zdawałem sobie sprawy, że ta książka będzie aż tak popularna. Przecież wcześniej oglądaliśmy już różne filmy, głównie komedie romantyczne, opisujące miłość rodzącą się w Internecie. Ale na polskim rynku faktycznie to była pierwsza książka, która opowiada o tym wszystkim.
MK: Jest Pan prekursorem, zapowiadając potężne zjawisko, jakim jest zawiązywania relacji w sieci, szukania tam miłości, ale i zdradzania, porzucania.
JLW: Od dwudziestu kilku lat ludzie zakochują się, rozmawiając za pomocą Internetu. Ale przypominam, że kiedy pisałem tę książkę, mieszkając we Frankfurcie nad Menem, Internet w Polsce dopiero się rodził. I dla mnie nie był on wtedy szczególnie istotny jako miejsce akcji mojej powieści. Mieszkałem przecież od dawna w tej strefie świata, gdzie Internet był już popularny. Jako naukowiec znam środowisko internetowe od 1984 roku. Większość moich projektów powstawała właśnie tam. W „Samotności w sieci” szczególność rodzącego się uczucia diametralnie różni się od sytuacji, w której para pisałaby do siebie listy odręcznie.
MK: Jaką różnicę ma Pan na myśli?
JLW: W przeciwieństwie do sztuki epistolografii, w Internecie kontakt zachodzi równocześnie. A jednoczesność jest niezwykle istotna w komunikacji. To jest historia miłości podobna do wielu innych, czyli losy trójkąta małżeńskiego. Tyle tylko, że kobieta zaczyna zdradzać męża w sieci. Opisałem więc historię tego typu zdrady, jednocześnie nie potępiając kobiety. Uzasadniałem, dlaczego ona to robi.
MK: No właśnie, dlaczego ludzie zdradzają się w Internecie?
JLW: Bo tak jest najłatwiej. W książce opisałem dosadnie powody, czyli na przykład zaniedbanie mojej bohaterki przez męża. Tym samym pokazywałem samego siebie. Też zaniedbałem żonę, też nie miałem dla niej czasu, też wiele naszych wspólnych spraw było dla mnie nieważnych. W ten sposób rozpadło się moje małżeństwo. Udowodniłem tą historią coś dziś oczywistego, czyli to, że można się zakochać za pomocą Internetu! Opisałem po kolei różne etapy fascynacji drugą osobą.

MK: Książka została okrzyknięta w Polsce fenomenem, pojawiła się jej ekranizacja z Magdą Cielecką i Andrzejem Chyrą w rolach głównych, została też przetłumaczona na wiele języków.
JLW: Tak, pamiętam, że w 2001 roku to było coś zupełnie nowego dla czytelników. Podejrzewam jednak, że gdyby „Samotność w sieci” wyszła pięć lat później, to nie byłoby już takiej nią fascynacji.
MK: Jak to?
JLW: Z biegiem czasu Internet stał się już czymś oczywistym, powszechnym, także jako miejsce zawiązywania relacji. Ale bez względu na wszystko jest to piękna historia miłosna. I dramatyczna. My, Słowianie, uwielbiamy smutne historie. Stąd wzięła się moja popularność w Rosji, jeszcze większa niż w Polsce. Tam sprzedałem 2 mln książek. Historia małżeńskiego trójkąta ubodła rosyjską duszę, pogrzebała w niej dogłębnie. Oto pojawił się nowy bohater literacki, Jakub.
MK: Ceniony polski informatyk, mieszkający w Niemczech.
JLW: Inteligentny, wrażliwy, rozumiejący. Partner niemal idealny. Rosjanki często są traktowane przez mężczyzn niedobrze. A tu nagle na kartach książki pojawił się Polak, który szanuje swoją kobietę, uznaje jej poglądy i potrzeby. Troszczy się o nią. Wiele Rosjanek, na co mam dowody, zaczęło się uczyć języka polskiego, bo im się wydawało, że wszyscy mężczyźni tutaj są tacy szarmanccy i dobrzy!
MK: No pięknie, wprowadził je Pan w błąd.
JLW: Mam tę świadomość, niosę ją na moich barkach! Słyszałem różne związane z tym historie na przestrzeni lat. Wielu Rosjankom się wydawało, że jak już poznają nasz język i pojadą do Łodzi czy Krakowa, to spotkają na ulicy samych porządnych, dobrych Jakubów. I tu się pojawiał problem… Wrócę jeszcze na chwilę do Internetu. Umieściłem tę historię w Internecie tylko dlatego, że go dobrze znałem. Przede wszystkim chciałem opowiedzieć o zdradzie, o niełatwej miłości, o mężczyźnie, który chciał wyprzeć miłość, ale się nie udawało… I o tym, że usprawiedliwiam tę kobietę, która czuła się w małżeństwie samotna.
MK: Na końcu książki umieścił Pan adres mejlowy Jakuba, skądinąd fikcyjnego przecież bohatera.
JLW: Zastanawiałem się, czy ktoś „do niego” napisze… Lubię zadbać o każdy szczegół. Przychodziły setki mejli, każdego dnia, jeszcze długo po premierze! Kobiety pisały, myśląc, że odbiorcą jest Jakub. Czytałem ich różne historie, niektóre poruszające do głębi: trudne, niejasne, dramatyczne losy kobiet w różnym wieku, o różnej pozycji, ze wsi i miast.
MK: Jaka jest specyfika relacji, które zawiązują się w Internecie?
JLW: Dość szybko można wytworzyć intymną atmosferę, poczucie anonimowości bardzo temu sprzyja. Stąd już tylko krok do bliskości i zakochania. Takie relacje na pewno zawiązują się szybciej niż w tzw. realu. Poza tym jest jeszcze jedna ważna różnica między kontaktami w sieci a w rzeczywistości. Kiedy kobieta siedzi przy barze i zagaduje ją mężczyzna zupełnie nie w jej typie, ona go zazwyczaj odprawia z kwitkiem, choć on może być wartościowym, wspaniałym człowiekiem. A w sieci idealizujemy siebie nawzajem do tego stopnia, że możemy się zakochać w czyjejś wrażliwości, sposobie patrzenia na świat itd. I potem, spotykając się w realu, wygląd staje się drugo- czy nawet trzeciorzędny. Znam całkiem sporo takich par, które poznały się w ten sposób w Internecie. Twierdzą, że podczas spotkania na żywo nie daliby sobie szansy. W tym sensie sieć ma przewagę, ale trzeba pamiętać, że to także przestrzeń, gdzie zdarzają się kłamstwa i manipulacje.
MK: A jeśli ten ktoś, z kim pisze zauroczona kobieta, nagle okazuje się oszustem?
JLW: W „realu” nie jest łatwo zakończyć szybko kontakt. A w sieci? Cóż, zawsze można odłączyć wtyczkę od komputera…
Rozmawiała: Magdalena Kuszewska