Była aktorką, pracowała w korporacjach, mierzyła się z trudnościami. Dziś jest silniejsza niż kiedykolwiek, pewna swojej drogi. Poprzez taniec latynoski, czyli bachatę sensual, uczy kobiety oraz mężczyzn akceptacji, pomaga poprawić kondycję ciała oraz życia. Instruktorka Wanda Grabowska opowiada o autorskiej metodzie nauczania, o poszukiwaniu siebie i… szczęścia.

Wanda Grabowska – instruktorka, choreografka i mentorka grup tanecznych dla dorosłych, w stylu Bachata Sensual. Leaderka społeczności zrzeszającej sympatyków tańców socjalnych w Warszawie. Inspiratorka zmiany, motywująca do rozwoju osobistego i duchowego poprzez taniec. Można ją znaleźć na IG i FB jako Wanda Grabowska. 

Magdalena Kuszewska: W Polsce popularne są takie tańce, jak salsa czy rumba. Skąd wzięła się w Twoim życiu bachata sensual?

Wanda Grabowska: Tańczę od dziecka. Najpierw towarzysko, łacinę i standard. Taniec kilka razy odchodził i przychodził w moim życiu. Teraz już wiem, że nie mogę z niego zrezygnować. A bachata sensual? Osiem lat temu przypadkiem trafiłam w Internecie na filmik moich mistrzów. To Daniel & Desire oraz Ataca & Alemana. Zachwyciłam się muzykalnością tańca i tym, jak jest on zmysłowy, sensualny. I jak blisko, uważnie należy być z partnerem, który nam towarzyszy. Najważniejsze zalety bachaty sensual to budowanie świadomości ciała na wielu poziomach; w przypadku kobiet ważne jest wyzwalanie kobiecości. Do tego pomaga w budowaniu świadomości ciała na wielu poziomach, bo żeby poznać wszystkie ruchy, należy poznać swoje ciało. Teraz wiem, że ten taniec był moim przeznaczeniem, choć długo czekałam na tę świadomość.

MK: Dlaczego?

WG: Jak większość osób, szukałam wiele lat swojej drogi, poza tym paraliżował mnie strach. Zrozumiałam jednak, że nie muszę uporczywie gonić przeznaczenia, bo ono i tak mnie znajdzie, jeśli będę otwarta i gotowa. W wieku 11 lat porzuciłam taniec towarzyski, aby potem, na studiach, znów do niego wrócić, ale w innej formie. Pojawiły się podstawy tańca klasycznego i ludowego na przyszłe potrzeby sceny teatralnej. Marzyłam, aby być aktorką, ukończyłam kursy, pracowałam w Krakowie, w małym prywatnym teatrze, gdzie zrealizowałam kilka spektakli i autorski recital piosenki aktorskiej. Mogłam się tam wykazać na wielu polach: grą aktorską, tańcem, śpiewem. Byłam pewna, że zostanę aktorką, miałam bardzo dobre recenzje, inni artyści zachęcali mnie do kontynuacji. Znalazłam się w Warszawie. Spędziłam tutaj wiele godzin na castingach do seriali i reklam, wysyłałam CV do teatrów w całej Polsce. I nic, cisza; zderzenie marzeń z rzeczywistością. Wygrywały znane twarze, nazwiska. Poczułam, że nie chcę więcej marnować w ten sposób czasu, poza tym nie zarabiałam. Postanowiłam znaleźć pracę. Zostałam sprzedawczynią w butiku pewnej portugalskiej marki i miało to być na chwilę…

MK: To ciekawa praca, ale jednak inna niż wymarzona przez Ciebie scena. Jak się z tym czułaś?

WG: Od dziecka wykazuję naturalne cechy przywódcze. Tak było i tu. Zostałam w korporacji na sześć lat. Po drodze były awanse na stanowiska kierownicze i zarządzanie zespołami w kilku salonach znanych marek. Robiłam również „sprzedażowe rewolucje”,  aż trafiłam do marki perfumeryjnej. Byłam już instruktorką w szkołach tańca w Warszawie i w Łodzi. Nie mogłam dłużej z radością łączyć pracy kierownika i instruktorki tańca. Stąd decyzja o odejściu z firmy.

MK: Postawiłaś na taniec?

WG: Poszłam za głosem serca, ale to wcale nie było łatwe. Korporacja daje bezpieczeństwo finansowe, miałam już 32 lata, a odchodziłam w nieznane. Od stycznia 2019 roku zaczęłam wreszcie pracować na swoje nazwisko, na markę Wanda Grabowska. Na szczęście wspierali mnie ludzie, bliscy i kursanci. Dawali wyrazy szacunku, uznania. A ja czułam, że walczę o swoje marzenia.

MK: Od czego zaczęłaś tę walkę?

WG: Już wcześniej, po przeprowadzce do Warszawy, zapisałam się do szkoły tańca, najpierw jako kursantka. Chodziłam codziennie po pracy na różne zajęcia typu latino ladies itd. Wkrótce zaczęły podchodzić do mnie koleżanki, inne kursantki: „Wanda, ty powinnaś zacząć uczyć! Jak ty to robisz?”… Byłam zdumiona, że to mnie pytają o choreografię. Niedługo potem właściciele szkoły tańca zaproponowali mi wejście na ścieżkę instruktora. I to był ten moment. Szkoliłam się niemal bez przerwy, godzinami. Postanowiłam, że inaczej niż wszyscy, będę szkolić na tzw. pozytywach.

MK: Krytyka w procesie nauczania tańca bywa częsta, prawda?

WG: Niestety. A przecież taniec polega na empatii, na zrozumieniu siebie i partnera- człowieka, którego dotykamy fizycznie i mentalnie! Na moje zajęcia przychodzi wiele kobiet i mężczyzn w różnym wieku. Najmłodsze osoby mają 18 lat, najstarsze 60. Wiele z nich ma swoje dramaty, problemy, trudne doświadczenia. Pracuję nie tylko z ciałem, ale i z duszą, jeśli oczywiście wyrażą zgodę i chcą. Staram się przy pomocy tańca wyciszyć ich blokady i kompleksy.

MK: Słyszałam, że zajęcia zaczynasz od rozmowy.

WG: Szczególnie jeśli prowadzę określone czasowo grupy choreograficzne, z którymi mam opracować konkretny układ. Proponuję konkretną piosenkę. Nigdy nie jest ona przypadkowa. Wyjaśniam moje motywy, dopytuję, czy i jak się to innym podoba, czy zgadzają się na takie warunki itd. Upewniam się, czy kursanci mi ufają. Potrafię uszanować, jeśli ktoś rezygnuje z dalszej drogi. Największa nagroda? Kiedy na początku zamknięta, niepewna siebie kobieta przychodzi po jakimś czasie do mnie i mówi: „Wanda. Podobam się sobie na tym video, które z nami nagrałaś! To jest coś niesamowitego, bo podobam się sobie pierwszy raz w życiu”. Już kiedy Ci to opowiadam, wzruszam się…

MK: Jak można trafić na Twoje zajęcia?

WG: Od 2019 roku pod marką „Wanda Grabowska” prowadzę różne rodzaje zajęć i grup, w wynajmowanych salach, w Warszawie i okazjonalnie w całej Polsce. Mam dwie ścieżki rozwoju, pierwsza to zajęcia dla kobiet, bachata sensual: otwarte grupy, do których może dołączyć każda chętna. Prowadzę też zamknięte grupy choreograficzne, osobno dla kobiet i mężczyzn (dawniej były zajęcia mieszane). One trwają po kilka miesięcy, wcześniej prowadzę nabory. Przychodzą oczywiście ludzie na różnych poziomach sprawności czy umiejętności, ale dbam o to, aby każdy rozwijał się we własnym tempie. Pracujemy wspólnie nad komunikacją między sobą i nad motywacją. Ważna w tym procesie jest duchowość. I czas!

Fot. Wanda Grabowska

MK: To odważne. Wiele osób oczekuje efektu na już.

WG: „Daj sobie czas”, powtarzam często podopiecznym. Jedni potrzebują go więcej, inni mniej, żeby się otworzyć, przełamać. Wiedzą o tym najlepiej chłopcy z mojej grupy Wanda Men Army, z którymi pracuję już drugi rok.

MK: Dodajmy, że to jedyna męska grupa na świecie, tańcząca bachatę sensual, prowadzona przez kobietę!

WG: Tak i jestem z nich, z nas bardzo dumna. Nie chodzi o butę czy pychę, ale o docenienie naszej pracy i rozwoju, jaki chłopcy przeszli. Dużo o tym rozmawiamy. Jesteśmy bardzo zżyci, mamy przyjacielskie relacje. Oni są bardzo świadomi i już wiedzą, że napięcie w ciele nie bierze się znikąd. Świadomie poznają swoje potrzeby. Bo czasem dopiero taniec pozwala zauważyć, że coś dobrego czy złego dzieje się z naszym ciałem lub psychiką…

MK: Od wybuchu pandemii, paradoksalnie, zaczęłaś spełniać marzenia i realizować niezwykłe pomysły.

WG: Tak, ale nie od razu. Najpierw kupiłam za ogromne i pożyczone, dodam, pieniądze, szkolenie, na którym mi bardzo zależało. Uznałam, że bardzo chcę przejść międzynarodowe szkolenie dla instruktorów bachaty sensual, które ukończę u mistrzów stylu. Wtedy byli to Daniel & Desire, obecnie szkolę się u wszystkich wiodących mistrzów stylu, jak Ataca & Alemana czy Ronald & Alba. Jako instruktor, który posiada własną społeczność, mogę robić szkolenia dla moich uczniów, wydawać im certyfikaty. Pomyślałam, że najlepsze, co mogę im dać, to moja energia i wiedza. Zapisałam się więc na kurs on-line i nagle wszystko stało się jasne, cudowne. Wcześniej błądziłam, nie miałam kilku odpowiedzi na różne pytania związane z metodologią nauczania bachaty sensual. A tu nagle dostałam je jak na tacy. Bo przecież to moje wymarzone szkolenie nie polegało na nauce kroków. Tylko że jak już ukończyłam je, to nagle wybuchła pandemia. Cały świat się zatrzymał.

MK: W marcu 2020 roku zamknięto wszystkie szkoły i ośrodki tańca. Jak sobie z tym poradziłaś?

WG: Na początku, po dwóch tygodniach zamknięcia w domu, zalałam się łzami. To był trudny czas, zostałam odcięta od ludzi i tańca, który kocham. Kolejny raz taniec został mi brutalnie odebrany. Miałam skomplikowaną sytuację: brak pieniędzy na opłacenie czynszu za mieszkanie, za księgową i za dopiero co założoną własną działalność gospodarczą, która przecież nie przynosiła żadnych zysków. Przeżyłam załamanie nerwowe. Krytycznej nocy dostałam ogromne wsparcie od mojego brata, który w trzy godziny przyjechał do mnie z Gdyni, gdzie mieszka. Już następnego dnia rozpoczęłam kolejną walkę o siebie, o nowy początek i wiarę, że to wszystko dzieje się po coś. Wstałam, przeszłam po pokoju i głośno powiedziałam: „O, nie! Tak to my się nie będziemy bawić!”.

MK: Zaskakujące słowa jak na osobę, która przeżyła załamanie nerwowe!

WG: Prawda? (uśmiech) Nie mam pojęcia skąd wzięłam tyle siły. „Nie po to poświęciłam tyle pieniędzy, tyle czasu, nie po to rzuciłam korporację, aby teraz ryczeć! Aby to stracić!”. 

MK: Co dalej?

WG: Na szczęście miałam też wielkie wsparcie w uczniach, w podopiecznych, którzy dali mi wiele siły i nadziei, że będzie dobrze. Mimo wszystko nie zdecydowałam się na zajęcia on-line, bo moja metoda zakłada pracę z człowiekiem na żywo, gdzie jest miejsce na dotyk, na spojrzenie sobie w oczy, na bycie i rozmowę. Zaczęłam więc udzielać prywatnych lekcji bachaty sensual, w domu, oczywiście przy zachowaniu środków ostrożności. Dawałam kursantom prace domowe: ćwiczenia z rozciągania, obroty itd. Szczególnie zaskakiwali mnie chłopcy, którzy poświęcali wiele godzin na treningi i technikę. Zrozumiałam, że przecież nie musimy pracować z każdym solo, tylko możemy stworzyć nową jakość w grupie. I stąd pomysł na męską formację bachaty sensual. Oczywiście, w szkole tańca usłyszałam, że to bez sensu, bo taka grupa nie przetrwa dłużej niż 3 miesiące i że prowadzić powinien ją mężczyzna. Nie zraziłam się tym.

MK: I bardzo dobrze, bo działacie już drugi rok. 

WG: Na własnych zasadach, nie w szkole tańca. Ostatnio moi mentorzy, Ataca & Alemana, widzieli nagrania Wanda Men Army na video. Uznali, że trzymamy świetny poziom. Takie słowa uskrzydlają. Sami chłopcy też czują się szczęśliwsi. Dzięki temu łatwiej przetrwaliśmy trudy pandemii.

MK: A taniec, mam wrażenie, jest wielu osobom potrzebny teraz jeszcze bardziej, dzięki swojej wyzwalającej, terapeutycznej mocy.

WG: Dlatego tańczę, jakby miał się skończyć świat. Razem z kobietami i mężczyznami, ramię w ramię. Wiesz, ostatni rok, paradoksalnie, był najlepszym rokiem mojego życia! Mimo że tak trudny na początku, kiedy przeszłam załamanie nerwowe i byłam bez finansów. Ostatnio uświadomiłam sobie, że w roku 2020, w którym na świecie zapanował największy strach, ja się go…wyzbyłam. Ten lęk mnie wcześniej hamował, ograniczał. A teraz jestem wdzięczna za to, co mam i otwarta na to, co przyniesie przyszłość.

Rozmawiała: Magdalena Kuszewska

Back to list

One thought on “Wanda Grabowska: Nie oszukam przeznaczenia! Taniec i rozwój

  1. JurekM pisze:

    Wanda, moja bratnia dusza!! ❤️

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *