Depresja nie jest chorobą ludzi dotkniętych patologią. Nie jest też chorobą „artystów“, dotyczyć może każdego i każdej z nas – mówi Joanna Poremba, współtworczyni Fundacji „Melancholia“. Opowiada też o własnej walce z depresją, która zaczęła się od … silnych bólów głowy. To wyjątkowo podstępna choroba.
Magdalena Kuszewska: „Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze” to najgorsze, co możemy powtarzać chorym na depresję?
Joanna Poremba: Jest też wiele innych, jak „weź się w garść” albo, wyjątkowo mocne stwierdzenie: „w d… ci się poprzewracało”. Otóż nie poprzewracało. Depresja to choroba poważna, przewlekła i śmiertelna.
MK: Bywa „melancholią”?
JP: Wybierając nazwę dla Fundacji, rozważałam różne propozycje. Wiem z autopsji, że każde określenie ze słowem „depresja” ma bardzo poważny, czasem zbyt ciężki wydźwięk. Postanowiłam znaleźć coś, co wybrzmi łagodniej. Oczywiście, było dużo „za” i „przeciw”; słowo „melancholia” budzi romantyczne konotacje i wyszło z powszechnego użytku, a poza tym nie odzwierciedla w pełni skali problemu. Ale ostatecznie uznałam, że może być też magnesem, który przyciągnie osoby obawiające się zbyt ciężkiego kalibru „depresji”.
MK: Nie kryjesz, że miałaś depresję.
JP: Tak, więc jestem, jak to się teraz nazywa, ekspertem przez doświadczenie (uśmiech). W naszej Fundacji pracują osoby, które albo same miały ten problem, albo mierzyły się z chorobą bliskich. Ja jestem tym przypadkiem, który przez długi czas „somatyzował” swoje objawy: silne bóle kręgosłupa i nieznośne bóle głowy (takie, że przestawałam widzieć). Odczuwałam wielki fizyczny ból. Wiem, mówi się, że depresje to „choroba duszy”, ale emocje i psychika nie są poza ciałem, tylko łączą się z nim nierozerwalnie, bezwzględnie. Często więc ciało nam wysyła niepokojące sygnały, które bagatelizujemy.
Depresja znacznie częściej dotyka kobiety. Poznaj historię Eli
MK: Kto Ci pomógł?
JP: Kiedy wreszcie przyjęłam do wiadomości, że potrzebuję pomocy, trafiłam do świetnego neurologa. On po trzech wizytach nieśmiało zapytał, czy może chciałabym skorzystać z pomocy psychiatry. Lekarze, w tym pierwszego kontaktu, powinni częściej zadawać pytanie o objawy, które mogą świadczyć o depresji; to wciąż nie jest u nas norma. Statystyki mówią, że w Polsce, zanim dzieci i młodzież trafiają pod opiekę właściwego specjalisty, mijają aż 24 miesiące. Choroba w tym czasie staje się mocno zaawansowana, a przez to proces zdrowienia wydłuża się. Potrzebujemy zwiększyć społeczną świadomość, czym jest depresja i co z nią robić… Ja na przestrzeni lat przeszłam kilka różnych terapii, w tym grupową, a także leczenie farmakologiczne. Dziś żyję w praktyce uważności na siebie, która wiąże się z odpowiednią ilością snu, aktywności fizycznej i odpoczynku. Ważne jest dobre odżywianie, choć nie będą udawać, że jem wyłącznie zdrowe rzeczy.
MK: Wiele osób, także znanych, bagatelizuje problem depresji. Są tacy, co radzą wtedy zjeść czekoladę i obejrzeć śmieszny film.

fot. Jacek Poremba
JP: Dlatego jako Fundacja konsekwentnie próbujemy odmitologizować tę chorobę, która nie jest romantycznym spadkiem nastroju. Czekolada pomoże wyłącznie na chwilową poprawę humoru. Porównuję depresję do nowotworu, który jest chorobą przewlekłą. Nieleczony, może prowadzić do śmierci. Liczba samobójstw, które popełniają Polacy, dowodzi, że problem jest bardzo poważny… W depresji marzysz o tym, aby wszyscy dali ci święty spokój. Chcesz tylko leżeć, najlepiej przykryta po czubek głowy. Tak opowiadała w wywiadzie dla naszej Fundacji reżyserka Agnieszka Glińska. I to był także mój przypadek. Wstawałam tylko po to, aby zrobić synkowi śniadanie, odwoziłam go do przedszkola i tak jak stałam, wchodziłam z powrotem do łóżka. Zbierałam siły, aby za ileś godzin wstać i jechać po niego. Syn był moją najważniejszą motywacją do tego, aby się leczyć.
MK: Znana aktorka opowiadała mi w wywiadzie, że resztką sił grała spektakl wieczorny, a potem leżała niemal całą dobę w domu, aż do kolejnego wyjścia. Nikt z kolegów ani z publiczności nie wiedział, co jej jest. No przecież wychodzi, świetnie gra, uśmiecha się do braw…
MK: Dlatego niektórzy nie mogą zrozumieć, na czym polega depresja i uważają ją za wymysł. A tu trzeba ogromnej dawki siły i determinacji, aby wstać z łóżka. To jedna z tzw. masek depresji. Przybieramy je, aby zakrywać chorobę. Bywa, że ktoś jest duszą towarzystwa, a w domu popada w otchłań smutku i stagnacji, nie jest w stanie funkcjonować. Jeśli potrzebujesz nadludzkiej siły, aby wykonywać tak zwane normalne czynności, warto iść do specjalisty.
MK: Podobno dotyka częściej kobiety niż mężczyzn. Kto choruje na depresję?
JP: Jest teoria, według której panowie też nierzadko zapadają na depresję, ale mają problem z nazwaniem emocji, wstydzą się, boją. Badania pokazują, że pierwsze objawy często pojawiają się u obu płci, w czasie dojrzewania. Są zatem łatwe do przegapienia, bo tyle mówi się o burzy hormonów, nastoletnim smutku i buncie. Ale nie wszystkie dzieci tak mają. Teraz prowadzimy z Fundacją projekt, który przygotowuje warszawskich nauczycieli do odczytywania sygnałów ostrzegawczyc depresji u uczniów, lepszego rozumienia, czym jest kryzys psychiczny i czym jest depresja. Rodzice bywają zabiegani, zapracowani, mogą je przeoczyć. Jest pytanie, którego boi się większość rodziców, a które powinno paść, aby ograniczyć ryzyko popełnienia samobójstwa u dziecka…
MK: Co to za pytanie?
JP: „Czy miałeś/miałaś myśli samobójcze?”… Wiem, wydaje się wyjątkowo trudne, ale udowodniono, że już samo jego zadanie potrafi uchronić nasze dziecko przed najgorszym. Oczywiście nie przy stole, podczas obiadu z rodziną, tylko w spokojnej rozmowie. Niektóre dzieciaki kompletnie się rozklejają, inne opowiadają o problemach albo po prostu czują, że nie są z tym same. Bo to pytanie wynika z rodzicielskiej troski. I wcale nie jest bezpodstawne. W grupie dzieci w wieku 9-12 lat notuje się już pierwsze próby samobójcze.
MK: Depresje wykrywa się o coraz młodszych pacjentów.
JP: Owszem, jedna z psycholożek opowiadała, że jej najmłodszy pacjent ma 6 lat. I nie chodzi tylko o środowiska patologiczne. To zresztą jeden z mitów, które obalamy. Depresja nie jest chorobą ludzi dotkniętych jakiegokolwiek rodzaju patologią. Nie jest też chorobą „artystów“, dotyczyć może każdego i każdej z nas. Bez względu na okoliczności.
MK: Inny mit, związany z tą podstępną chorobą?
JP: Ten, że depresja dotyka osoby, które mają za sobą wyłącznie traumatyczne, ciężkie doświadczenia. Choć na pewno wynika z deficytów, z braków, ale też może być efektem długotrwałego stresu. Mówi się, że bywa zakodowana genetycznie, to bardziej skomplikowane. Natomiast istnieją czynniki, które mogą ją uaktywnić.
Depresja może się manifestować się w bardzo różny, odmienny sposób. Od całkowitej apatii, smutku, unikania kontaktów, braku czerpania przyjemności z tego, co nas cieszyło do tej pory, kłopoty ze snem, aż po nadpobudliwość.
MK: A na jakie objawy, sugerujące depresję, warto zwrócić uwagę? Nasze własne lub bliskich: dzieci, rodziców, rodzeństwo, partnerów, małżonków, przyjaciół.
JP: Trudna sprawa, bo depresja może się manifestować się w bardzo różny, odmienny sposób. Od całkowitej apatii, smutku, unikania kontaktów, braku czerpania przyjemności z tego, co nas cieszyło do tej pory, kłopoty ze snem, aż po nadpobudliwość. Płacz może być, ale nie musi: niektórzy przeżywają blokady emocjonalne, brak „dostępu“ do uczuć. W wywiadzie przeprowadzonym dla Fundacji reżyserka Joanna Kos- Krauze opowiadała, że w stanach depresyjnych wykazywała nadpobudliwość, nadaktywność. Często bycie w działaniu blikuje nam dostęp do przeżywania. Trudno diagnozować depresję, bo ona nie ma jednej twarzy.
MK: W pandemii następuje wzrost zachorowań na depresję?
JP: Jeszcze nie ma badań bezpośrednich, ale wiadomo, że długotrwała izolacja wzmaga uczucie niepewności, bezradności, lęku. Podobnie jak epatowanie bodźcami, szumem informacyjnym. I mamy tu do czynienia z długotrwałym stresem, niepokojem o przyszłość. Dla mnie i mjej rodziny pomocne bywa ograniczenie dostępu do mediów, w tym społecznościowych; wyłączenie komputera, smartfona. Tworzymy własny mikrokosmos. Żartujemy z synem i mężem, że w pandemii największym wydarzeniem dnia jest to, co dziś na obiad? Zamartwianie się przyszłością nie jest nam obce, ale staramy się żyć uważnie, tu i teraz. Mnie też bardzo zależy na tym, aby jak najwięcej osób dowiedziało się, na czym polega ta choroba. „Melancholia” narodziła się z mojego poczucia misji i wdzięczności.
MK: Jesteś wdzięczna, bo?…
JP: Dostałam tyle wsparcia od różnych osób: mąż, syn, rodzina, przyjaciele, lekarze, terapeuci, że czuję wielką potrzebę działania, pomagania innym chorym i ich bliskim. Bo przecież ludzie z depresją często odrzucają pomoc. Wiem, jak ważna jest rola bliskich w procesie zdrowienia, choć jednocześnie jak trudna. Poczucie bezradności towarzyszy obu stronom, choremu i bliskim. Tym bardziej trzeba wspierać tych, którzy chcą być obok nas na tej drodze…