Ciałopozytywność to nurt znany na świecie jako body positive, który pozwala zaakceptować siebie, ale wcale nie wyklucza pracy nad sobą. Nawet jeśli poddasz się operacji plastycznej, twoja relacja z ciałem może być OK. Po prostu wiesz, która konkretna część najbardziej cię drażni i ją zmieniasz.

IWEIGH – kampania, która wpisuje się w nurt body positive

„Masz koszmarny i toksyczny wpływ na młode dziewczyny”- napisała aktorka i aktywistka Jameela Jamil, która kiedyś chorowała na anoreksję na Twitterze Kim Kardashian. Celebrytka bowiem wrzuciła post, w którym poleciła swoim fankom lizaki zmniejszające… apetyt. Z krótkiej wymiany zdań zrobiła się wielka burza, która częściowo zainicjowała kampanię iWeigh, walczącą z kreowaniem nienaturalnego wizerunku kobiet oraz pomagającą nam pokochać swoje ciała.

Jameela założyła profil iWeigh na Instagramie. Poprosiła, aby kobiety z całego świata wrzucały swoje zdjęcia i podawały wagę ciała. Ale zaraz, zaraz: nie taką zwykłą wagę! Chodziło o podanie wagi jako sumy naszych wartości, sukcesów, przyjemności, osiągnięć, pasji. Jameela wpisała więc m.in. związek z muzykiem Jamesem, życzliwych przyjaciół, uśmiech, niezależność finansową itd. Kobiety pokochały ten pomysł, choć nie wszystkie czuły się szczęśliwe, kochane. Ba, okazało się, że wiele cierpi na samotność, anoreksję, depresję… Kampania iWeigh okazała się swoistą terapią, sposobem na wyrzucenie negatywnych emocji. W tym wszystkim chodzi o to, aby kobiety nie definiowały się poprzez najczęściej nieidealne jednak wymiary ciała, ale przez to, jakie i kim jesteśmy. Niezależnie od tego, czy mamy kilka kilo więcej, blizny na twarzy czy cellulitis na udach.

Ciałopozytywność – na czym polega?

A dla świata przekaz był jasny. Skoro do Jameeli piszą tysiące dziewczyn i kobiet z różnych krajów, o różnym wyglądzie i rozmiarze, także z defektami, niepełnosprawnościami, to wreszcie oto nadszedł czas, aby je wszystkie docenić, uszanować i zrozumieć, że każda jest inna i na swój własny sposób piękna! Stąd już tylko krok do afirmacji siebie. I do nurtu body positive, w Polsce określanego jako „ciałopozytywność”. Nic dziwnego, że to właśnie Jameela została okrzyknięta ambasadorką ruchu „body positivity”. Co to tak naprawdę oznacza?

Zuzanna Butryn, psycholożka z Centrum psychoterapii Sens w Warszawie, wyjaśnia:

Dla mnie ciałopozytywność to nic innego jak dobra, zdrowa relacja z własnym ciałem. Wsłuchiwanie się w jego potrzeby, realizowanie ich. To także intuicja. Kiedy wiem, co dla mnie i mojego ciała będzie odpowiednie. Liczy się to, jak siebie karmię i traktuję, jak siebie widzę i jakim wewnętrznym dialogiem posługuję się z moim ciałem. Ciałopozytywność to znajomość własnych granic i dbanie o to, aby ich nie przekraczać. Dla mnie to sygnał, że traktuję siebie z szacunkiem.

Ciałopozytywność – bez presji

Szanujmy się, akceptujmy, kochajmy! Troszczmy się o nasze ciało. W teorii wszystko brzmi pięknie, prawda? Ale nie zawsze bywa rozumiane odpowiednio. Przeciwnicy nurtu twierdzą, że może on być niekiedy szkodliwy. Bo nie zawsze należy to nasze ciało w pełni akceptować. Jeśli na przykład mamy 40 kilogramów nadwagi, a otyłość prowadzi do choroby cukrzycowej czy niewydolności serca, to trudno mówić o afirmacji.

Hmm. Skoro „body positive” zakłada, że jesteśmy super takie, jakie jesteśmy, to czy wyklucza jednocześnie pracę nad sobą? Jak to ze sobą pogodzić?

Pamiętajmy, że nurt ten zakłada umiar: akceptuję siebie, ale wiem także, co jest dla mnie dobre. Jeżeli moja waga przekracza tę korzystną dla zdrowia, to jest nadwyrężeniem własnych granic. Muszę więc zweryfikować dietę, ruch. Nurt zakłada, że nie zatracam się w żadną stronę, a nadmiernej akceptacji nie mieszam z brakiem rozsądku! – tłumaczy Zuzanna Butryn.

I dodaje, że w psychologii istnieje pojęcie nadmiernej kompensacji. To mechanizm radzenia sobie z trudnościami, który zakłada, że trudne dla nas kwestie „rekompensujemy”, nadając im odwrotne znaczenie.

Czyli na przykład: „Powinnam schudnąć, moje BMI wskazuje nadwagę, ale uważam, że ta wersja mnie jest super!”. Często dzieje się tak z lęku przed porażką, niepowodzeniem. Znajdźmy więc optymalne rozwiązanie, dbajmy o siebie, ale z rozsądkiem. Realizujmy się w różnych obszarach, pod warunkiem, że sprawi nam to przyjemność, a nie będzie kolejną presją, którą na sobie wywieramy.

Ciałopozytywność a operacje plastyczne

Coraz więcej kobiet decyduje się na zabiegi medycyny estetycznej. Powiększanie piersi czy pośladków, korekta nosa, wyrównywanie bruzd czy spłycanie zmarszczek. Czy to już odbiera im ciałopozytywność?

Nawet jeśli poddasz się operacji plastycznej, twoja relacja z ciałem może być OK- uśmiecha się Zuzanna Butryn. – Po prostu wiesz, jaka konkretna część najbardziej cię drażni i ją konkretnie zmieniasz. Ale nie zakładasz tym samym, że kolejne zabiegi będą regulowały twoje napięcie emocjonalne! A jeżeli tak się dzieje, to popadasz w nieadaptacyjne formy samoregulacji emocjonalnej – dodaje.

Zdaniem psycholożki ciałopozytywność pomaga dostrzec, że świat idealnych sylwetek to ściema!

– Każdy ma mankamenty, wady, ale to w nas jest najbardziej ludzkie. Ciałopozytywność daje nam swobodę i dystans, co tak się przydaje. Fałdka na brzuchu nie jest przeszkodą do bycia szczęśliwą. Stan emocjonalny zależy głównie od tego, jakie jest moje nastawienie. Odnajdujmy balans, żyjmy w zgodzie z ciałem, a przede wszystkim ze zdrowiem – podsumowuje Zuzanna Butryn.

Back to list

Related Posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *